Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/nihil.pod-ciagly.stargard.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found
in /home/server865654/ftp/paka.php on line 5
Warning: Undefined array key 1 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 13
Warning: Undefined array key 2 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 14
Warning: Undefined array key 3 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 15
Warning: Undefined array key 4 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 16
Warning: Undefined array key 5 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 17
- Sama zapłacę. Nie potrzebuję twojej łaski! - Panno Dexter? - zawołał ponownie grubas w garni¬turze, tym razem bardziej nagląco. - A czy pan jest czyimkolwiek przyjacielem? - jeszcze raz bardzo grzecznie zapytał Mały Książę. Jak łatwo byłoby rozchylić usta, otoczyć rękami muskularne barki, poszukać pociechy i zapomnienia, zatopić się w jego bliskości, w jego ciele, którego dotyk zdradzał wyraźnie, że Mark odczuwa to samo, co ona... - O nic. Po prostu wracam do siebie. bardziej irytującym i przykrym. - Zorganizuję dla pani transport do Nowego Orleanu i mieszkanie w pobliżu szpitala, by mogła pani przebywać blisko męża. Jeżeli potrzebuje pani dodatkowej opieki nad dziećmi, zapewnimy ją. Najlepiej będzie, jeżeli jak najszybciej wypełni pani formularz ubezpieczeniowy o zwrot pieniędzy. Może też pani poprosić, żeby zrobił to za panią ktoś z działu zatrudnienia. Do tego czasu nie chciałbym, aby musiała pani płacić ze swojego własnego budżetu. - Z kieszeni spodni wyciągnął portfel. - Oto dwieście dolarów na pokrycie wszystkich bieżących wydatków oraz wizytówka. Zapisałem na jej odwrocie numer mojego telefonu komórkowego. Proszę dzwonić, kiedy tylko uzna pani za stosowne. Jestem tu, żeby pani pomóc. Alicia wzięła od niego dwa studolarowe banknoty oraz wizytówkę, przedarła je na pół i rzuciła na podłogę. - Alicia! Zaskoczony Fred rzucił się naprzód. Beck uniósł rękę, powstrzymując go. - Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi? - wysyczała żona Paulika. - Odwalasz za Hoyle'ów brudną robotę, prawda? Tak, słyszałam o tobie. Gdyby ci kazali, wylizałbyś im tyłki. Przyszedłeś tu, żeby zamachać mi przed oczami pieniędzmi i naopowiadać różnych głupot o tym, jak to ułatwisz życie Billy'emu. Tymczasem chcesz się tylko upewnić, że Hoyle'owie nie zostaną pozwani i opisani w gazetach. Nieprawdaż, panie Merchant? Ale ja mam was w dupie. Nie zamierzam wypełniać żadnego formularza ani przyjmować waszej cholernej, śmierdzącej jałmużny. Nie możesz kupić mojego sumienia, a już na pewno nie moje milczenie. Zapamiętaj to sobie, panie Złotousty Dupowłazie z pięknym uśmiechem. Zapisz to sobie w głowie krwią mojego Billy'ego. Zamierzam opowiedzieć wszem i wobec, głośno i wyraźnie o tym, co się dzieje w waszej śmierdzącej fabryce. Hoyle'owie i ty dostaniecie za swoje. Poczekajcie tylko. - I z tymi słowy plunęła mu w twarz. - Dzwoniłeś do mnie? - Chris, gdzie jesteś, do cholery? - W restauracji. - Zaraz tam będę. Zamów kawę. Kiedy zadzwonił Chris, Beck właśnie wyjeżdżał ze szpitala. Kierował się w stronę domu, ale teraz zawrócił i kilka minut później pojawił się w barze. - Szykuję ci świeżo parzoną kawę, Beck - zawołała kelnerka, gdy wszedł do środka. - Daj mi dwie minuty. - Jesteś aniołem. - Jasne, jasne. Wszyscy tak mówią. Beck usiadł przy stoliku, przy którym czekał Chris, oparł łokcie o blat i ze znużeniem potarł twarz dłońmi. - Czy ten dzień nigdy się nie skończy? - rzucił. - Właśnie dzwoniłem na oddział intensywnej terapii. Huff śpi jak niemowlę, jego serce pracuje jak szwajcarski zegarek. O co chodzi z tym nagłym wypadkiem? - Dlaczego wyłączyłeś telefon? - Nie wyłączyłem, tylko przełączyłem na tryb wibrujący. Problem w tym, że nie miałem komórki przy sobie. - Chris uśmiechnął się leniwie. - Gdy dżentelmen odwiedza damę w łóżku, zdejmuje nie tylko buty, ale całe ubranie. Matka cię tego nie nauczyła? - Billy'emu Paulikowi oderwało ramię. Uśmiech Chrisa zrzedł. Obaj mężczyźni patrzyli na siebie w milczeniu, gdy kelnerka nalewała świeżą kawę Chrisowi i napełniła filiżankę Becka. - W takim razie musisz zostać w zamku – zauważył z satysfakcją. że w zaprojektowanych przez ciebie kanałach woda płynie z nizin w góry. Świetny z ciebie inżynier! - Z tymi sło¬wami obróciła się na pięcie i wyszła, zostawiając komplet¬nie zaskoczonego Marka z Henrym. - Często chodzę boso - oznajmił z godnością Mark. ty, Lila. George obserwował, jak Lila wyłącza słuchawkę bezprzewodowego telefonu, rzuca ją na blat kuchenny i siada, zakrywając dłonią usta. Była wyraźnie zdenerwowana. - Lila? Odwróciła się, spoglądając na niego szeroko otwartymi ze strachu oczami. Przyłożyła rękę do piersi. - Nie słyszałam, jak wchodziłeś. Myślałam, że jeszcze przez kilka godzin będziesz w fabryce. Jakieś nowiny? - To ty mi powiedz. - Słucham? Skinął głową w kierunku telefonu. - Rozmawiałaś z Chrisem, prawda? Lila otworzyła usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, ale zamknęła je bez słowa, po czym opuściła głowę i zaczęła płakać. - Och, George, zrobiłam coś strasznego. George przemierzył pomieszczenie tak szybko, jak pozwalały mu na to jego krótkie nogi i wziął ją w ramiona, - No, no, kochanie, tylko nie płacz. Opowiedz mi o wszystkim. I Lila zrobiła to, o co prosił, zaczynając od pierwszego spotkania z Chrisem. - Było to w kabinie prysznicowej w damskiej łazience w klubie sportowym. Zapewne część mojego podniecenia wynikała z niebezpieczeństwa, że ktoś nas przyłapie. Po prostu chyba straciłam głowę, wiesz? George potrafił to zrozumieć. Sam tracił głowę zawsze, gdy patrzył na żonę. Lila nie zataiła niczego. Niektóre szczegóły były dla niego tak bolesne, że wywoływały jęk rozpaczy. Zachęcał jednak żonę do kontynuowania opowieści o znajomości z Chrisem, aż do ostatniej rozmowy telefonicznej, którą częściowo podsłuchał. - Jeśli nie spełnię jego żądania, stracisz pracę. Słyszałam, że niektórym dyrektorom i kierownikom grożą procesy kryminalne. Tobie też, George, zwłaszcza jeśli Hoyle'owie zrzucą całą winę na ciebie. Mogą cię wsadzić do więzienia. - Z jej oczu zaczęły znowu tryskać łzy. - Przepraszam, George. To wszystko moja wina. Tak mi przykro. Czy potrafisz po tym wszystkim nadal mnie kochać? Kochać ją? George uwielbiał Lilę. Była jego słońcem i księżycem, powietrzem, którym oddychał. - Nie winię cię za nic, kochanie - powtarzał raz po raz, tuląc ją do siebie, całując jej usta, wilgotne od łez oczy i mokre policzki. Nie pozwoli, żeby Lila poszła w poniedziałek do biura szeryfa. Nie chciał, żeby wszyscy w mieście się dowiedzieli, że Chris Hoyle pieprzył jego żonę. George nie zniósłby takiego upokorzenia, zwłaszcza że i tak większość ludzi spoglądała na niego z drwiną. Nie winił Lili za niewierność. Musiała z nim żyć, a dla tak pełnej życia, pięknej młodej kobiety ich małżeństwo nie mogło być fascynujące. Chris dostarczył jej dreszczyku emocji, którego nie mógł ofiarować George. O nie, to nie Lilę, ale Chrisa obwiniał o wszystko. I to Chris musiał zostać ukarany. 32 Sayre obudził dźwięk lecącej z kranu wody, dochodzący z łazienki Becka. Przysnęła na sofie w dużym pokoju. Położyła się tam, by trochę odpocząć, ale najwyraźniej zmorzył ją sen. Wiedząc, - Opowiedz mi o tych mądrych Poszukiwaczach Szczęścia - poprosił Mały Książę. przedmiocie, który nazywał samolotem i mówił o nim, że służy do latania. Zobaczyłem wówczas piękny wschód
Mark nie umiał odpowiedzieć. A on znowu swoje! Z gniewem obróciła się ku niemu, gotowa do kolejnego starcia, lecz Mark uniósł ręce w po¬kojowym geście.
chodź. Ja stawiam. Znajdę cię, więc pierdol się! siostrze... Tymczasem przez cały czas... Przez cały czas... - Kimberly dygotała
siekierę nad kawałkiem drewna. Odchrząknął. Budziła się powoli, mrugając niebieskimi oczami. Spojrzała na niego ze osiemdziesiątych, tyle że później na ich ulicę sprowadzili się amatorzy seksu zbiorowego i
Tammy nie mogła oderwać wzroku od jego ciała. Czy on nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie wrażenie robi na niej taki widok? Chyba nie, ponieważ odwrócił się do niej swobodnie i znowu posłał jej zabójczy uśmiech. Musiała zmobilizować wszystkie siły, by nie ulec jego zniewalają¬cemu czarowi. Tammy parsknęła z pogardą. momencie wszystkie kwiaty nagle zniknęły. Pozostała tylko Róża. Motyl zaś, gdyby nie skrzydła i umiejętność - No, to możesz go zabrać. - Mark podszedł z tacą do łóżka i postawił ją na nocnym stoliku. - Czy byłeś kiedyś dzieckiem? - zapytał ciepło Pijaka. wędrować w głąb siebie...